Każdy z nas dobrze wie, że „jak
cię widzą, tak cię piszą”. Wygląd jest istotną częścią naszej osoby. Jeśli nie
wierzycie, pomyślcie sami, ile razy oceniliście nieznaną Wam osobę na podstawie
jej wyglądu? Wzrok jest pierwszym zmysłem, który pozwala nam zapoznać się z
przedmiotem, zwierzęciem czy właśnie człowiekiem. Ma to również głębsze
znaczenie – na podstawie takiego wstępnego oszacowania możemy stwierdzić, czy
dana rzecz stanowi dla nas zagrożenie. Zwierzęta dobierają się w pary głównie
na podstawie wyglądu. To jest jednak zagadnienie biologiczne, którego nie będę tu
omawiać.



Sama mam wiele problemów z
samoakceptacją i to już od najmłodszych lat. Dość szybko dostałam kobiecą
figurę, w dodatku najmniej wymiarową – tzw. klepsydrę. Myśl o zakupach wcale
nie poprawia mi humoru. Jak mam znaleźć w popularnych sieciówkach ubrania,
które będą na mnie pasować, skoro wszystkie są produkowane na jedną modłę:
wysokiej, szczupłej (chudej?) dziewczyny o chłopięcych kształtach? Owszem,
istnieje dział dla kobiet dojrzałych, w stosunku do których producenci
dopuszczają myśl o posiadaniu biustu, wąskiej talii i szerszej pupy, ale
błagam, ja mam dopiero dwadzieścia lat! W tym momencie dostaję wybór – albo
wszystko mi będzie za duże w pewnych partiach ciała, a w innych zbyt wąskie,
bądź też postarzę się o kolejną dekadę. Żadna z tych opcji nie jest dla mnie
kusząca.
Właśnie w takich sytuacjach,
kiedy stoję przed lustrem w kolejnej beznadziejnej stylizacji i staram się nie
rzucić tych wszystkich szmat w kąt, pojawia się myśl „A może to ze mną coś jest
nie tak?”. Gdzieś tam z tyłu czai się ogromne zdjęcie modelki z perfekcyjną
cerą, lśniącymi włosami i która na pewno, na pewno nie ma problemów ze
strojem, bowiem wszystko co na siebie włoży będzie wyglądało idealnie.
W ostatnich lata podniosło się
wiele głosów twierdzących, iż modelki zatrudniane do reklam, zdjęć oraz na
wybieg są za chude i propagują zaburzenia odżywiania. Zaczęto organizować
kampanie, w których zatrudniano modelki „plus size”. Wszystko to bardzo nobliwe
i szlachetne, jednak nie wydaje mi się, aby spełniało swoją funkcję. Popadanie
ze skrajności w skrajność nie jest odpowiednim motywem działania. Wiadomo, że
większość ludzi zawsze znajduje się pośrodku, a jakoś tak się w społeczeństwie
przyjęło, że wolimy być szczuplejsi i z dwóch zupełnie odmiennych opcji
będziemy dążyć do tego „chudego” ideału.
Nie możemy także zapominać, że w modzie „dla puszystych” (zwrot ten stosuję z
przymrużeniem oka) także funkcjonuje obróbka graficzna, coby zmylić nasze
zmysły. Ważąc 100 kg przy wzroście 175 cm i zakładając, że ową masę ciała nie
stanowią w głównej mierze mięśnie, trudno o efekt gładkości i jędrności, jaki
widnieje na zdjęciach.


Kompleksy to dla mnie
temat-rzeka, dlatego, żeby zbytnio Was nie zanudzić, postanowiłam podzielić ten
post na dwie części. W następnej postaram się znaleźć odpowiedź na pytanie „Co
zrobić, aby nie oszaleć i nie wpędzić w depresję?”. Wiem – już czekacie z
niecierpliwością ;) Zatem, do zobaczenia!
zdjęcia: http://10steps.sg/inspirations/artworks/40-cool-before-and-after-photo-retouching-photos/ , www.google.com
Kocham Cię czytać:D!
OdpowiedzUsuńNawet kiedy piszesz o czymś tak dołującym jak kompleksy.Umiesz to ubrać tak,że aż się uśmiecham:P
Ola!
No właśnie, 7 miliardów, a dążymy do upadku porównując się wciąż...
OdpowiedzUsuń