środa, 16 stycznia 2013

What is love?


Niedawno pisałam o naszej potrzebie miłości, poczucia bycia kochanym. Dziś, korzystając z kradzionej chwili wolnego, postanowiłam przedstawić Wam nieco inną wersję miłości - tę bliższą mojemu sercu. Mianowicie: naukową. Na wstępie już ostrzegę, że jeśli wolicie utrzymywać w swoich wyobrażeniach romantyczną i nieuchwytną dla człowieka wersję tego uczucia, lepiej skończcie czytanie na tym zdaniu ;)


Zakładając jednak, że ktoś odważny się znajdzie i kontynuuje lekturę, przejdźmy do rzeczy. Każdy z nas na pewno słyszał kiedyś słowa "Między nimi nie ma chemii. Ten związek nie przetrwa". Jestem ciekawa ile z osób wypowiadających te słowa zdaje sobie sprawę, że właśnie określili naukowe sedno pytania, dlaczego ludzie trwają w związkach. Bo miłość jest chemią. Dosłownie. Nie chciałabym tu zacząć prowadzić wykładu z neuroanatomii - wystarczy, że przez ostatni semestr sama musiałam takich słuchać. Jednak ważne jest, abyście wiedzieli, że w naszych mózgach, gdyby pokusić się o ich przekrojenie przez półkule, znajdziecie grupę jąder (tak, tak, drogie panie, my też mamy jądra!), które w dużej mierze są odpowiedzialne za prawidłowe funkcjonowanie organizmu, jak i za emocje. Produkują one różne substancje chemiczne, w tym między innymi bardzo ciekawą fenyloetyloaminę.



Fenyloetyloamina (PEA) jest związkiem pochodnym amfetaminy, co już wskazuje na jej działanie narkotyczne. Znaleźć ją można na przykład w żywności, szczególnie czekoladzie. Podana doustnie nie ma jednak takiego działania, jak PEA produkowana w naszych mózgach, bowiem enzymy trawienne zdążą ją stosunkowo szybko rozłożyć. Otóż ten ciekawy związek odpowiada za stan zakochania. Motyle w brzuchu? Tęsknota za ukochanym/ukochaną? Niechęć do jedzenia, czekanie z utęsknieniem na telefon? Zakochani na pewno wiedzą o czym mówię. Te, a także wiele innych charakterystycznych zachowań dla pierwszych miesięcy od momentu oberwania strzałą Amora, związanych jest właśnie bezpośrednio z działaniem nadmiernie produkowanej PEA.

Niestety, badania wykazały, iż nasz organizm jest w stanie wytwarzać tak duże stężenia tego hormonu maksymalnie przez trzy lata. Potem w nasze życie wkrada się tzw. "szara codzienność". Niektórzy tracą wtedy zainteresowanie partnerem i udają się w dalszą podróż drogą utraconej fenyloetyloaminy, najczęściej zakochując się w kimś innym (ta chęć wzniecenia ognia miłości na nowo jest najczęstszą przyczyną niewierności). Co jednak powoduje, że tyle par żyje razem jeszcze przez długie lata? 

Na to pytanie naukowcy również znaleźli odpowiedź, a jest nią endorfina - hormon "cichego szczęścia". To ona zastępuje po pewnym czasie PEA i stanowi "klej" między dwojgiem ludzi. Niektórzy mówią "klej", inni "spoiwo", a jeszcze inni "przyzwyczajenie". Wszystko to określenia tego samego związku chemicznego ;) 

Czy można na nowo wzbudzić szaleńczą produkcję fenyloetyloaminy, czy po fazie zakochania jesteśmy skazani na zwyczajną i mniej opiatową endorfinę? Wszystko zależy od chęci i starań - zamiast wpadać w rutynę warto próbować nowych rzeczy, zaskakiwać ukochaną osobę, mimo dwudziestu lat związku zabrać na romantyczną kolację we dwoje. Pomysłów może być bez liku, a najlepiej, jeśli były by dopasowane pod kątem upodobań i charakteru drugiej osoby.

Na koniec kilka zdań o miłości innego rodzaju, czyli miłości matki do dziecka. Za nią odpowiedzialny jest kolejny z ogromnej grupy hormonów - oksytocyna. Wydzielana podczas aktu płciowego i w głównej mierze w czasie porodu powoduje skurcze macicy. To ona odpowiada za specyficzną więź między matką a potomkiem. Wykazano, że brak wydzielania tego hormonu powoduje odrzucenie przez kobietę swojego dziecka.

Mam nadzieję, iż owe naukowe podejście do sfery uczuciowej nie zburzyło Waszych wizji miłości ;)



pics: weheartit.com