piątek, 23 listopada 2012

Walka z własnymi demonami

Jak pisałam w poprzednim poście, większość z nas boryka się z kompleksami. Są one mniejsze, większe, błahe i całkiem poważne - czasami do tego stopnia, że ludzie decydują się na zabiegi bądź też operacje chirurgiczne. Wspominałam głównie o złym wpływie mediów na naszą psychikę. Przyznaję jednak szczerze, iż zapomniałam dopisać jeszcze jednego, jakże jednak istotnego czynnika, który kształtuje nasze postrzeganie własnej osoby. W ramach dzisiejszego tematu postaram się rozwinąć i tę myśl.

Kate Winslet

Kompleksy pojawiają się już u dzieci. Skąd w tak młodym wieku zainteresowanie własnym wyglądem? Z resztą, nie sam wygląd może być dla nas - w naszym mniemaniu - kłopotem, bowiem także brak pewnych umiejętności, wstydliwość, lęki, a także wiele innych przymiotów mogą spędzać sen z powiek. Jednak dziecko, mające wiele możliwości, świeży umysł i dość marzycielsko patrzące na świat - skąd u niego bierze się brak samoakceptacji?

Marilyn Monroe
Odpowiedź na to pytanie będzie jednocześnie jednym z najważniejszych punktów, które trzeba zrealizować, aby wyeliminować kompleksy. Sześcio-, siedmiolatek idący po raz pierwszy do szkoły spotyka się z innymi dziećmi, które (jak wiadomo) są szczere, często (choć same nie zdają sobie z tego sprawy) okrutne, a co za tym idzie - mówią wprost, czy kogoś lubią, czy nie, co o danej osobie sądzą, nie przejmując się, czy może ją to zranić. Wiadomo, to są dzieci. Mają prawo nie zdawać sobie sprawy, że nazywając kogoś "Grubasem", "Wiedźmą z garbatym nosem" dogłębnie go ranią. Jeśli nasze hipotetyczne dziecko zostanie wykluczone z grupy tylko na podstawie wyglądu (a to przecież wcale nie jest rzadkością), przestanie siebie akceptować, bo nie jest fajne, bo nie jest lubiane, bo nie wygląda tak, jak inne dzieci. Wierzcie mi, wystarczy raz usłyszeć rzucone w swoją stronę słowo "Grubas/Grubaśnica", nawet w tak młodym wieku, żeby do końca życia nas ono prześladowało.

Monica Bellucci
Stąd też uważam, że walkę z kompleksami należy zaczynać już w przedszkolu/podstawówce. Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o wychowywanie dzieci. Mogę jedynie wspomnieć i prosić, aby nie lekceważyć tego problemu machnięciem ręki i tłumaczeniem "To tylko dziecko", lub też z drugiej strony "Kochanie, nie przejmuj się, lepiej idź odrób lekcje". Chociaż mały i niedoświadczony, człowiek to zawsze człowiek i należy z nim rozmawiać, analizować błędy, omówić problemy. Każdy z nas, bez względu na wiek, tego właśnie potrzebuje!

No dobrze, co jednak zrobić, kiedy my jesteśmy starsi, a problem samoakceptacji pozostał? Nie jestem psychologiem i nie będę się w niego bawić. Chociaż w pewnym sensie można by mnie nazwać ekspertem - od lat walczę z niechęcią do własnego ciała. Przyjaciółka z liceum wyznała mi kiedyś, że nigdy przedtem nie spotkała tak "zakompleksionej i niepewnej siebie osoby". Nie chodzi o to, że nie odzywałam się do nikogo i wszystkie przerwy spędzałam w kącie licząc, że nikt mnie nie zauważy. Po prostu rzadko pozwalałam komukolwiek przekroczyć granicę osobistą, za którą ukrywałam siebie i swoje myśli. (Nadal mam z tym problem - stąd pomysł na bloga, gdzie mogę dać upust swoim spostrzeżeniom oraz wątpliwościom, mogę pokazać trochę siebie, zachowując anonimowość). W końcu doszłam do wniosku, że nie ma sensu umartwianie się nad sobą, ograniczanie własnej osoby przez kompleksy. Postanowiłam walczyć o samą siebie.

Nigella Lawson
Wiele razy słyszałam "Mów sobie codziennie rano do lustra <Jestem piękna>, a w końcu w to uwierzysz". Uznałam to (i nadal tak sądzę) za bzdurę, lecz postanowiłam wypróbować ten sposób. Zabierałam się do tego trzy razy. Za każdym podejściem, w drodze od mojego umysłu do ust słowa ulegały jednak swoistego rodzaju konwersji i w efekcie słyszałam swój własny kpiący ton: "Nawet nie próbuj kłamać". Sama nie wiem dlaczego, ale po chwili wpatrywania się we własne odbicie zaczęłam walić do niego głupie miny. I wierzcie lub nie, ale to podziałało. Zaczynałam się śmiać do lustra, a moja twarz stopniowo wydawała mi się coraz sympatyczniejsza. Lubię żarty, głupie miny, śmiech - i kiedy zobaczyłam to w lustrze zakiełkowała we mnie myśl, że może jednak jestem fajna.

Etap drugi - akceptacja całej reszty. Twarz twarzą, ale kompleksy rozchodzą się dosłownie po całym ciele. Są one różne i w wielu odmianach, kilka z nich wymieniłam już w poprzednim poście. A "Grubaśnica", o której wspominałam kilka akapitów wyżej? Owszem, to właśnie ja. Może nie byłam specjalnie gruba, niemniej najwyższa w klasie i, jak eufemistycznie mnie określano, przy kości. I chociaż w gimnazjum już nie górowałam nad wszystkimi wzrostem, a także zeszczuplałam, nadal nosiłam w sobie brzemię wielkiego (teraz głównie wszerz) dziecka. Długie lata się z tym męczyłam, a moja walka wciąż trwa. 

Audrey Hepburn
Kilka rzeczy wpłynęło jednak na polepszenie mojej samooceny. Jak każda kobieta lubię komplementy, ale nie wierzę we wszystkie, jakie usłyszę. Ba!, jeśli wypowie je osoba bardzo mi bliska (której po prostu zależy na moim dobrym humorze) i to w "odpowiednim momencie" nie uważam je za szczere i mają one dla mnie małą wartość. Jednak kiedy znajoma z uniwersytetu, zupełnie nie znająca moich problemów, nagle sama z siebie twierdzi, że chciałaby mieć taką figurę jak ja, a obcy faceci gwiżdżą za mną, trąbią przejeżdżając obok mnie samochodem, lub nawet rzucając uśmiech i pozdrowienie - wtedy przyznaję, moje ego obrasta w piórka. Może ten stan nie utrzymuje się długo, ale za każdą taką dawką staję się w stosunku do siebie bardziej przychylna. Dlatego - mówmy innym komplementy, nie tylko przyjaciołom. W prosty sposób dajemy komuś trochę ciepła i pewności siebie.

Na koniec: czytając tego posta nie mogliście nie zauważyć zdjęć kilku znanych kobiet. Są to moje  ideały w zakresie wyglądu oraz charakteru, kwintesencja kobiecości. Gdybym była mężczyzną, na takie właśnie kobiety zwracałabym uwagę i z jedną z nich chciałabym się związać. Większość ma normalne kształty, biust i biodra na swoim miejscu, w niczym nie przypominają "anorektycznych ideałów" serwowanych nam przez media. Audrey Hepburn była bardzo szczupła i również znalazła się w moim zestawieniu. Mogłabym od niej wzroku nie odrywać, tak bardzo była wyjątkowa i cudowna. Nawet w starszym wieku, kiedy twarz pokryła się zmarszczkami, oczy zapadły, skroń pokryły siwe włosy. Wszystkie te kobiety nie tylko mają ładne rysy twarzy i figurę klepsydry. Łączy je również silny charakter, pewność siebie, oddanie temu kim są i czym się zajmują. Bo to nie tylko wygląd decyduje o byciu pięknym. Piękno emanuje z naszego wnętrza, naszych pasji i tego, jakimi ludźmi jesteśmy.



















zdjęcia: www.google.com

1 komentarz:

  1. Piękne ostatnie zdanie! Szkoda tylko, że tak ciężko jest to sobie wbić do głowy!

    OdpowiedzUsuń