niedziela, 16 marca 2014

Kochasz?



Zdziwicie się, jak wiele razy słyszałam od osób będących w długotrwałym (co najmniej dwuletnim, ale najczęściej dłuższym niż 5 lat) związku pytanie „Czy ja go/ją jeszcze kocham?”. Kiedyś już poruszałam temat chemii miłości (tekst możecie przeczytać tutaj). Po pewnym okresie zaczynamy się przyzwyczajać do naszego partnera, a efekt motyli w brzuchu po prostu znika i nie ma w tym nic dziwnego.

Jak jednak rozróżnić kiedy mamy do czynienia ze zmianą uczuć na bardziej stabilne, a kiedy zwyczajnie wieje nudą i naprawdę nie wiadomo, czy warto dalej tkwić w związku? Cóż, żadnym guru w tej kwestii nie jestem, a moich słów nie radzę traktować jako wyroczni. Mimo to są w moim życiu osoby, które kocham (choć można je policzyć na palcach jednej ręki) i jestem tego tak pewna jak faktu, iż powyżej chmur zasnuwających dziś niebo świeci słońce.

Istnieje bardzo prosty test, dzięki któremu możecie określić wartość obecności danej osoby w swoim życiu. Po prostu wyobraźcie sobie, że… nagle jej nie ma. Następnie zanalizujcie, co w tej chwili czujecie. Sama niedawno doświadczyłam raczej niemiłej symulacji tego typu zdarzenia. Kilka miesięcy temu śniło mi się, iż w ciepły, słoneczny dzień siedziałam w domu z bratem i dziadkami, a moi rodzice wybrali się dokądś samochodem. Nagle słyszę dzwonek do drzwi, na parterze robi się mały rozgardiasz – ktoś zauważył policję przed bramą. Po chwili słyszę, jak babcia wprowadza parę mundurowych i już wiem, co ma się wydarzyć. Zbiegam na dół, a będąc jeszcze na schodach dociera do mnie informacja wypowiadana z ust policjantki do mojej babci:

„Był wypadek samochodowy, państwa córka z mężem zginęli”

W momencie, w którym dotarła do mnie ta informacja wpadłam w histerię. Wybiegłam z domu z krzykiem, popędziłam na opuszczony plac zabaw (powrót do szczęśliwego dzieciństwa?) i zaczęłam szlochać. Byłam spanikowana, nie mogłam do siebie dopuścić myśli, że ktoś zabrał moich rodziców i już nigdy ich nie zobaczę ani nie przytulę.

Sen na szczęście się skończył (a może ja się przebudziłam), a gdy wreszcie dotarło do mnie, że to tylko koszmar poczułam jak kamień spada mi z serca. Skłoniło mnie to do przemyśleń – tym razem już na jawie – jak naprawdę bym się zachowała w takiej sytuacji. Odpowiedź: identycznie jak w tym śnie. Co więcej miałabym wrażenie, że moje życie się skończyło. Prawdę powiedziawszy wolałabym nigdy nie dożyć dnia śmierci moich rodziców.

Poza nimi są jeszcze dwie osoby, których nagły brak spowodowałby ogromną wyrwę w moim życiu. Może nie aż tak spektakularną, jak w powyższym przypadku, jednak wraz z ich odejściem zginęłaby jakaś część mnie. Łącznie cztery osoby, bez których nie wyobrażam sobie egzystować, choć na co dzień nie okazujemy sobie specjalnie uczuć (jeśli w ogóle jakieś sobie okazujemy). Taka jest proza życia i to chyba dobrze, bo chodzenie non stop z głową w chmurach może być dla nas niebezpieczne.