BUŃCZUCZNA MARUDA
W Nowy Rok wyciągnęłam kumpelę do
kina na drugą część „Hobbita” (uwielbiam,
uwielbiam, uwielbiam!). Jak łatwo się można domyślić, widownia w większości
składała się z męskiej części naszej populacji. Na sali było jednak kilka par i
(na moje nieszczęście) koło jednej z nich przyszło mi siedzieć. W sumie nie
dochodziły do mnie ssąco-mlaskające odgłosy, które za każdym razem wywołują
nienawiść wśród pozostałych widzów. Co więc mnie tak wzburzyło?
Pod koniec filmu, kiedy
krasnoludy walczyły ze Smaugiem, z prawej strony dopłynął do moich uszu
komentarz wypowiedziany absolutnie nieprzyciszonym damskim głosem „Ale to jest nudne!”. Mniejsza o to, że miałam ochotę momentalnie wyrzucić tę laskę
z sali kinowej. W końcu de gustibus
non disputandum est* i nie każdy musi uważać hybrydę Tolkiena z Peterem
Jacksonem za absolutne bóstwo. Słowa te skłoniły mnie jednak do przemyśleń na
temat kobiecego marudzenia.
Wyrażanie swojej opinii jest jak
najbardziej na porządku dziennym i każdy ma do tego święte prawo. Jest jednak
różnica między wyrażeniem zdania na dany temat, okraszonym rzeczową argumentacją,
a rzuceniem Ale to głupie!, Boże, co za nudy!, Jak ty możesz to oglądać/czytać/w to grać?!. Może nie jest to tylko
domena kobiet, aczkolwiek z mojego doświadczenia wynika, iż częściej to właśnie
my jesteśmy skłonne do prychania tego typu tekstami. W ten sposób dajemy do
zrozumienia osobie preferującej wybrany typ rozrywki, że jego IQ dorównuje poziomowi ameby i w pełni nim gardzimy. (OK, może wyolbrzymiam. Ale tylko troszkę). Za to
jak ktoś okrasi podobnym komentarzem jej ukochaną komedię romantyczną, w zamian
otrzyma forever focha z przytupem i melodyjką, o którym pisałam już w
poprzednim poście.
GŁUPIUTKA PANIENKA
Zagrywka bardzo nieczysta, gorsza
niż brutalny faul na boisku podczas finału Mistrzostw Świata. Przykład z życia
wzięty: na zajęciach z etyki lekarskiej dyskutowaliśmy o wynajmowaniu ludzkich
inkubatorów, popularnie zwanych surogatkami. Jedna z koleżanek gorąco poparła
ten pomysł argumentując, że jest to najlepszy z możliwych inkubatorów (zgadzam
się) i w sumie co w tym złego? Przyszli rodzice są zadowoleni, bo dosłownie
dostaną swoje wymarzone dziecko, a kobieta, która swojego brzucha użyczyła
dostanie odpowiednie wynagrodzenie. I wszyscy są szczęśliwi!
I tu pojawił się mój sprzeciw,
gdyż wg prawa polskiego matką biologiczną jest kobieta, która owo dziecko
urodziła. Genetyka póki co ma niewiele do powiedzenia w tej sprawie. A organizm
ciężarnej wytwarza hormony, m. in. oksytocynę, która odpowiada za silną więź
matki z dzieckiem. W związku z tym zdarzają się sytuacje, że surogatka po
urodzeniu nie chce oddać dziecka swoim „pracodawcom”. W razie rozprawy sądowej
(chociaż w Polsce wynajmowanie brzucha jest nielegalne) prawa do dziecka
otrzyma rodząca. Tu pies pogrzebany – dorośli będą się ciągać po sądach,
prośbą, groźbą i czym tam jeszcze będą próbowali wpłynąć na drugą stronę,
niszcząc sobie doszczętnie nerwy. Dziecko w pewnym momencie też nabierze
świadomości, a sytuacja wcale nie będzie dla niego łatwa do przyjęcia. Czy
zatem można tak lekko stwierdzić, że wszyscy
są szczęśliwi?
Koleżanka próbowała się jeszcze przez
chwilę bronić, jednak widząc, że raczej nie ma szans, postawiła wszystko na
jedną kartę. No, ale przecież ty nie
chcesz mieć dzieci, więc nie ma o co się kłócić zakończyła dyskusję słodkim
głosikiem z szerokim uśmiechem na twarzy. Aby była jasność – lubię tę
koleżankę, jednak taki obrót spraw po pierwsze zbił mnie z tropu, po drugie
nieźle wkurzył. Brak mi argumentów, więc robię słodkie minki i liczę, że ktoś
się na to nabierze? Może na facetów to działa, lecz na mnie bynajmniej nie.
Panienki głupiutkie stosują swój
chwyt nie tylko w dyskusjach. Pojawiają się nagle, kiedy dziewczyny próbują
zatuszować swoje faux pas*, brak
rozeznania w temacie lub zwyczajnie grają
na uczuciach swojego ukochanego, żeby coś na nim wymusić. Przykrym jest
fakt, że mężczyźni dają się nabrać na takie zagrywki. Co tylko utwierdza te
panie w przekonaniu, iż metoda jest skuteczna i warto ją kultywować.
I JESZCZE KILKA INNYCH…
Brak zdecydowania nawet w najdrobniejszych sprawach. Niby od
podejmowania męskich decyzji są mężczyźni, ale czy naprawdę musimy radzić się
dziesięciu koleżanek, czy warto zainwestować 3,50 zł w różowy lakier do
paznokci? Zresztą, i tak nieważne co powiedzą, kobieta dalej nie będzie
wiedziała na co się zdecydować. Aż w końcu zadecyduje za nią przypadek.
Plotki, ploteczki, diety, ciuchy i faceci, czyli stereotypowo
najczęstsze tematy babskich rozmów. Raz na jakiś czas – spoko, ale jeśli
miałabym gadać o tym non stop, to mój mózg zamieniłby się w końcu w płynną
galaretę. Naprawdę są ciekawsze tematy do obgadania, tylko niektóre wymagają
posiadania trochę większej ilości wiedzy. A z tym, jak wiadomo, u niektórych
bywa różnie.
Drogie Panie, mam
nadzieję, że nie strzelacie mi teraz focha ;) Opisałam tu kilka zachowań, które
pojawiają się u przedstawicielek naszej płci, jednak na szczęście nie dotyczą
każdej z nas. Są to głównie stereotypy, jednakże pamiętajmy, że każdy stereotyp
ma swoje źródło w prawdziwym świece.
*Wujek Google pomoże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz