Zacznę od końca. Można
powiedzieć, końca świata. Każdy z nas go doświadczy, może niekoniecznie pod
koniec tego roku. Zacznę od śmierci.
Jest to jedna, jedyna rzecz,
której możemy być w swoim życiu pewni. Tak naprawdę umieramy cały czas, nawet w
życiu prenatalnym. Codziennie tysiące naszych komórek wchodzi na szlak śmierci.
To, że nadal funkcjonujemy, zawdzięczamy powstawaniu kolejnych „cegiełek”,
które przejmują rolę starych.
Jednak ja chcę napisać o śmierci
ostatecznej. Tak naprawdę, choć może nam się wydawać, że mamy przed sobą
jeszcze wiele lat życia, w każdej chwili może nadejść nasz koniec. „Nie znasz
dnia ani godziny”. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy istnieje życie po
śmierci. Według większości religii owszem. Ale nie ma na to żadnych dowodów.
Która z tych religii ma rację? Czy może każdy wyznawca trafia do innego raju? A
jak to jest z ateistami?
Zostałam wychowana w kulturze
rzymskokatolickiej, jednak mogę z ręką na sercu odpowiedzieć, że nie znam odpowiedzi na powyższe pytania. I
wcale nie jestem pewna, czy którakolwiek z wizji Nieba jest prawdziwa. Nie chcę
powiedzieć, że go nie ma – boję się, iż śmierć będzie ostatecznym końcem.
Gdybym należała do ludzi bez zasad, dla których liczy się
tylko dobra (lub w ogóle jakakolwiek) zabawa, może bym się tak nie przejmowała. Bliżej mi jednak do
introwertyka, kluby nie są dla mnie, imprezy bez jakichkolwiek granic też. Mam
zasady moralne, które każą mi być przyzwoitym człowiekiem, pomagać innym,
dobrze wykonywać swoją pracę. Jestem nudna, jeśli oceniać mnie po ilości dni,
wieczorów i nocy spędzonych poza domem. Może właśnie dlatego tak bardzo nie
chcę wierzyć, że moje życie tutaj jest bez sensu.
Powinnam nadmienić, iż nie należę
do gorliwych wyznawców jakiejkolwiek religii. Dodatkowo (tak, wiem, to zabrzmi
bardzo patetycznie) postanowiłam w życiu pomagać ludziom. Poszłam na studia z
myślą o tym, żeby w przyszłości pomagać ludziom zwalczyć ból i cierpienie.
Czy po śmierci nadal mogę to
robić? Oczywiście :) Jak już wcześniej wspomniałam, nikt z nas nie zna dnia,
ani godziny. Dlatego zawsze noszę przy sobie zgodę na pobranie moich narządów
oraz tkanek w razie śmierci tragicznej (jeśli jeszcze będę się do tego
nadawały, rzecz jasna). Jeśli jednak umrę ze starości, termin ważności moich
organów ulegnie przedawnieniu – co wtedy?
Rozważam dwie opcje i żadną z
nich nie jest dać się spalić czy wrzucić „do piachu” w drewnianej trumnie.
Jako studentka medycyny wiem, że ilość ludzkich preparatów* jest bardzo
ograniczona, a żaden plastikowy substytut (nawet najlepszy!) nie zastąpi tego,
co stworzyła natura. Wobec tego, jedną z myśli jest oddanie swojego ciała na
cele edukacyjne dla studentów, których potrzeby zdobywania wiedzy najlepszej
jakości dobrze rozumiem. Ilekroć mówię o tym rodzinie czy znajomym, oni
wzdragają się na myśl, że ktoś będzie ich oglądać po śmierci nago, kroił, a
może jeszcze na głos wyśmiewał z rzeczy, które w czasie życia przysparzały
kompleksów. Wobec tego oskarżenia mam dwa kontrargumenty: po pierwsze, studenci
nie są rozwydrzonymi, bezmózgimi małolatami (przynajmniej nie wszyscy) – wiemy,
że ciało, które przed nami leży, stanowiło kiedyś integralną część OSOBY.
Dlatego podchodzimy do niego z najwyższym szacunkiem. I naprawdę, nawet nie
zwracamy uwagi na to, co kiedyś danej osobie utrudniało patrzenie w lustro.
Jeśli wizja zostania „pokrojonym”
przez studentów stanie się dla mnie zbyt przerażająca, rozdysponuję swoim
ciałem w inny sposób. Możliwe, że kilkorgu z Was obiło się o uszy hasło „Trupia
Farma”. Mnie (jako ogromną fankę kryminałów) ten temat wręcz zafascynował. Z
pewnością poświęcę na niego w przyszłości post. Teraz jedynie nadmienię, iż
trupia farma to miejsce, w którym naukowcy badają rozkład ludzkiego ciała w
różnych warunkach. Zdobywana przez nich wiedza ma na celu usprawnić pracę
policji w wykrywaniu kryminalistów.
Nawet jeśli życie po śmierci nie
istnieje, istnieją sposoby przedłużenia swojej egzystencji. Czy to przez
przysłużenie się nauce jako eksponat, czy w sposób heroiczny ratując życie
drugiemu człowiekowi. I powiem szczerze – mnie ta myśl naprawdę pociesza.
* Brzmi to może bezdusznie, ale aby nie oszaleć traktujemy ciała w prosektorium bardziej jak przedmioty, niż jako ludzi.
photos: weheartit.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz