Każdy z nas dobrze wie, że „jak
cię widzą, tak cię piszą”. Wygląd jest istotną częścią naszej osoby. Jeśli nie
wierzycie, pomyślcie sami, ile razy oceniliście nieznaną Wam osobę na podstawie
jej wyglądu? Wzrok jest pierwszym zmysłem, który pozwala nam zapoznać się z
przedmiotem, zwierzęciem czy właśnie człowiekiem. Ma to również głębsze
znaczenie – na podstawie takiego wstępnego oszacowania możemy stwierdzić, czy
dana rzecz stanowi dla nas zagrożenie. Zwierzęta dobierają się w pary głównie
na podstawie wyglądu. To jest jednak zagadnienie biologiczne, którego nie będę tu
omawiać.
Skoro nasza aparycja odgrywa tak
znaczącą rolę w życiu, nie dziw, iż większość z nas się nią przejmuje. Jest to
jak najbardziej normalny, wręcz wskazany objaw, albowiem powinniśmy o siebie
dbać. Często jednak wygląd zaczyna przejmować coraz większą kontrolę nad
naszymi myślami, coraz wnikliwiej wpatrujemy się w lustro, porównujemy do
innych, najczęściej uchodzących za „idealnych”, aż nagle do naszego życia
zakradają się małe, niemożliwie trujące potwory – kompleksy.
Magazyny, telewizja, bilbordy
bombardują nas obrazami ludzi perfekcyjnych, pięknych, koniecznie młodych, ewentualnie w starszym wieku, u których
jednak dziwnym trafem nie widać ani jednej zmarszczki. Wszystko to okraszone
znaczną ilością odpowiedniego makijażu, światła, ubrań oraz niezawodnego
programu komputerowego do obróbki zdjęć, znanego szerszemu gronu odbiorców jako
Photoshop. Wizerunki osób prezentowanych w mediach często dość mocno odbiegają
od prawdy. Większość odbiorców zdaje sobie z tego sprawę, a mimo to pragną
wyglądać podobnie. Dlaczego?
Zauważyliście może radość,
pewność siebie, seksapil płynące od modelki na zdjęciu? Która kobieta nie
chciałaby się tak poczuć? Szybki wgląd w lusterko: szara cera po nieprzespanej
nocy, podpuchnięte oczy, włosy znowu się nie układają. O za małych/dużych
piersiach, „boczkach”, tłustym/płaskim tyłku i krótkich/koślawych nogach już
nie wspominając. Po takim zlustrowaniu swojej osoby uchodzi wszelka chęć życia
i nadzieja na szczęście – zupełnie, jakby zależały one od naszego wyglądu. A tak przecież wcale nie jest!
Sama mam wiele problemów z
samoakceptacją i to już od najmłodszych lat. Dość szybko dostałam kobiecą
figurę, w dodatku najmniej wymiarową – tzw. klepsydrę. Myśl o zakupach wcale
nie poprawia mi humoru. Jak mam znaleźć w popularnych sieciówkach ubrania,
które będą na mnie pasować, skoro wszystkie są produkowane na jedną modłę:
wysokiej, szczupłej (chudej?) dziewczyny o chłopięcych kształtach? Owszem,
istnieje dział dla kobiet dojrzałych, w stosunku do których producenci
dopuszczają myśl o posiadaniu biustu, wąskiej talii i szerszej pupy, ale
błagam, ja mam dopiero dwadzieścia lat! W tym momencie dostaję wybór – albo
wszystko mi będzie za duże w pewnych partiach ciała, a w innych zbyt wąskie,
bądź też postarzę się o kolejną dekadę. Żadna z tych opcji nie jest dla mnie
kusząca.
Właśnie w takich sytuacjach,
kiedy stoję przed lustrem w kolejnej beznadziejnej stylizacji i staram się nie
rzucić tych wszystkich szmat w kąt, pojawia się myśl „A może to ze mną coś jest
nie tak?”. Gdzieś tam z tyłu czai się ogromne zdjęcie modelki z perfekcyjną
cerą, lśniącymi włosami i która na pewno, na pewno nie ma problemów ze
strojem, bowiem wszystko co na siebie włoży będzie wyglądało idealnie.
W ostatnich lata podniosło się
wiele głosów twierdzących, iż modelki zatrudniane do reklam, zdjęć oraz na
wybieg są za chude i propagują zaburzenia odżywiania. Zaczęto organizować
kampanie, w których zatrudniano modelki „plus size”. Wszystko to bardzo nobliwe
i szlachetne, jednak nie wydaje mi się, aby spełniało swoją funkcję. Popadanie
ze skrajności w skrajność nie jest odpowiednim motywem działania. Wiadomo, że
większość ludzi zawsze znajduje się pośrodku, a jakoś tak się w społeczeństwie
przyjęło, że wolimy być szczuplejsi i z dwóch zupełnie odmiennych opcji
będziemy dążyć do tego „chudego” ideału.
Nie możemy także zapominać, że w modzie „dla puszystych” (zwrot ten stosuję z
przymrużeniem oka) także funkcjonuje obróbka graficzna, coby zmylić nasze
zmysły. Ważąc 100 kg przy wzroście 175 cm i zakładając, że ową masę ciała nie
stanowią w głównej mierze mięśnie, trudno o efekt gładkości i jędrności, jaki
widnieje na zdjęciach.
Gdyby zależało to ode mnie,
moglibyście wybierać wśród modelek o różnych kształtach, typie skóry, karnacji,
moglibyście podziwiać niskie na przemian z wysokimi, o chłopięcej sylwetce, a
także tej typowo kobiecej. Na wybiegu nie królowałby jeden typ – ten sam wiek,
ta sama figura, te same cechy. Na świecie żyje ponad siedem miliardów ludzi.
Czy naprawdę wszyscy musimy ograniczać się do tego jednego wzorca?
Kompleksy to dla mnie
temat-rzeka, dlatego, żeby zbytnio Was nie zanudzić, postanowiłam podzielić ten
post na dwie części. W następnej postaram się znaleźć odpowiedź na pytanie „Co
zrobić, aby nie oszaleć i nie wpędzić w depresję?”. Wiem – już czekacie z
niecierpliwością ;) Zatem, do zobaczenia!
zdjęcia: http://10steps.sg/inspirations/artworks/40-cool-before-and-after-photo-retouching-photos/ , www.google.com
Kocham Cię czytać:D!
OdpowiedzUsuńNawet kiedy piszesz o czymś tak dołującym jak kompleksy.Umiesz to ubrać tak,że aż się uśmiecham:P
Ola!
No właśnie, 7 miliardów, a dążymy do upadku porównując się wciąż...
OdpowiedzUsuń