Kobieta bez instynktu
macierzyńskiego. Większość ludzi pewnie się zastanawia, czy tego typu twór w
ogóle istnieje, bądź też nawet nie wpadli na pomysł, że można ułożyć takie oto
zdanie (a właściwie jego równoważnik).
Czy to kolejna legenda, jak
potwór z Loch Ness oraz Yeti? Ktoś gdzieś słyszał, co gorliwsi są święcie
przekonani, że widzieli na własne oczy, choć najpewniej był to po prostu zwykły
cień lub małe, dobrze wszystkim znane zwierzątko. A może jednak…? Może jednak
kobieta nie pragnąca posiadać potomstwa naprawdę komuś się objawiła?
Jeśli do tej pory nie
wierzyliście w tego typu „pogłoski” i „mity”, pozwolę sobie Was uświadomić.
Otóż takie kobiety istnieją. Naprawdę. A jeśli potrzebujecie niezbitego dowodu,
najlepiej przedstawicielki tego gatunku, macie go właśnie przed nosem.
Tak, to ja.
Odkąd pamiętam, nigdy nie
chciałam mieć potomstwa. Patrząc na dzieci wcale nie piszczę, jak niektóre
panie, nie ciumkam i nie cmokam, nie zachwycam się „Jakież ono jest słodkie!”
bądź „Podobny do mamusi!”. Widok bobasa wcale mnie nie rusza. Jest mi równie
obojętny, co… I tu mam problem, bo chyba nie ma nic, co w takim samym lub nawet
większym stopniu mogłoby nie wzbudzać nawet krzty mojego zainteresowania. Nie
mam podejścia do dzieci – nie umiem się z nimi bawić, rozmawiać, czy w ogóle
zajmować. Moje ręce są najbardziej nieodpowiednim miejscem, w którym można
ulokować swoją pociechę. A już jak słyszę płacz, uciekam gdzie pieprz rośnie.
Niejednokrotnie spotkałam się z
tego typu reakcją: „Jak to?! Przesłyszałem/am się? NIE? Ty serio nie chcesz ich
mieć??”. Plus oczy wielkie jak spodki i rozdziawione usta. Nie żartuję. Jako,
iż nie kryję się ze swoim zdaniem na ten temat, słyszałam również zdania typu:
„Ale swoje [w domyśle: dzieci] to inaczej”, „Jak znajdziesz tego odpowiedniego
[znów w domyśle: faceta], to wtedy to poczujesz”, „Jak dorośniesz, to ci się
odmieni”, czy też mój faworyt „A kto ci na starość szklankę wody poda?”.
Odpowiedź na twierdzenie numer
jeden: właśnie tego najbardziej bym się bała. Ta mała istota, rosnąca z każdym
dniem, byłaby „moja” (w cudzysłowie, gdyż uważam, że człowiek nie jest
przedmiotem, który można posiadać), co jednocześnie oznacza, iż byłaby ode mnie
całkowicie zależna i jednocześnie miałabym na nią ogromny wpływ. Przeraża mnie
to, że w dużej mierze ja kształtowałabym jej osobowość i sposób myślenia.
Zawsze później jakiś psycholog z Bożej łaski mógłby mi zarzucić, że
takie-a-takie (złe lub odchodzące od normy) zachowanie mojego dziecka wynika z
problemu/wydarzenia sprzed lat, o którym ja zapomniałam chwilę po tym, jak
miało ono miejsce.
Numer dwa, czyli ten Jedyny.
Pomijam fakt, że w dzisiejszych czasach trudno takiego znaleźć (ok, może ja źle
szukam, albo mam za wysokie wymagania - miły, inteligentny i w miarę przystojny. Ale jeśli już się z kimś wiązać na całe
życie, bo przecież rozwód źle wpływa na psychikę dziecka, to muszę być pewna,
że za jakiś czas wszystko co było między nami nie zniknie, zostawiając po sobie
smak goryczy). Czy znalezienie mężczyzny, przy którym będę chciała trwać do
końca życia, zmieni mój pogląd? Nigdy nie mówię nigdy, ale szczerze wątpię.
Trzy – jak dorośniesz. Tak, 20
lat to nie jest dużo. A może jednak? Sama się dziwię, ile moich znajomych w tym
wieku dobrowolnie decyduje się na zaręczyny/ślub/zakładanie rodziny.
Ja osobiście nie czuję się na tyle dojrzałą emocjonalnie i pewną siebie, żeby
podjąć taką decyzję w drugiej dekadzie życia. Ale jestem też w wieku, w którym
mam swoje zdanie, ukształtowane po długich przemyśleniach, zimnej kalkulacji i
rozważaniu „za i przeciw”.
Na koniec prawdziwy kąsek!
Pozwólcie, że powtórzę: „A kto ci na starość szklankę wody poda?”. Serio? TO ma
być argument? Wybaczcie, ale leżę i kwiczę. Zastanawia mnie czy osoba to
mówiąca zdaje sobie sprawę, że jeśli ludzie decydują się na potomstwo z TEGO
powodu, w żadnym wypadku nie powinni go posiadać. Jest to egoizm w najczystszej
postaci i żal mi dzieci, które właśnie na mocy takiego właśnie rozumowania
znalazły się na tym świecie.
Jak już wspomniałam: nigdy nie
mówię nigdy. W(y)padki chodzą przecież po ludziach ;)
PS. Gwoli ścisłości – nie oceniam
w tym artykule ani nie twierdzę, że osoby, które zdecydowały się na dzieci mają
nie po kolei w głowie. Wręcz przeciwnie, jestem pełna podziwu, ponieważ podjęły
się tego trudnego wyzwania.
Dobra lektura na temat ;) |
O! Mądry tekst. "Człowiek nie jest przedmiotem, który można posiadać", brawo! Ja np. się zastanawiam, czy ja mam przesłanki, aby zostac ojcem... :)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM,
KAMIL
Czekam na nowość :)
UsuńDzięki ;) Niestety, na uczelni jak zwykle nie dają żyć, ale postaram się jak najszybciej dodać kolejnego posta :)
UsuńNasz wakacyjny temat number one:P
OdpowiedzUsuń„A kto ci na starość szklankę wody poda?”- a skąd gwarancja,że to nie będzie opiekunka w domu spokojnej starości? Tak jak w przypadku bezdzietnych? Choć oczywiście nie mam zamiaru tam lądować:P Eve kupmy na starość camping i jedźmy na koniec świata! :D
Ola:)
O ludzie. Dzieci są dla mnie małym koszmarkiem, z jednej strony. Z drugiej doceniam odpowiedzialne rodzicielstwo, bo to jest jednak wspaniała rzecz, kształtować czyjś charakter, podjąć się tak ogromnej odpowiedzialności, jaką jest odchowanie dziecięcia w szczęściu i zdrowiu.
OdpowiedzUsuńDla mnie, w wieku 21 lat jest to kompletna abstrakcja i uważam, że stanowcza większość ludzi dzieci mieć nie powinna, z tego prostego powodu, że ludzie durni są niemożebnie i jeszcze wydaje im się, że rozumy pozjadali wszelakie. I strasznie mierzi mnie jak widzę różnego rodzaju "mądrych" rodziców, krzywiących swoje dzieci na każdym kroku, a później płacz, olabogarety, "nie tak cię wychowywaliśmy".
Ja instynktu macierzyńskiego też nie mam za grosz, ale myślę, że to jest (w moim przypadku) kwestia właśnie młodego wieku, chęci wyszalenia się, skończenia studiów. Stabilizacja jako taka jest czymś absolutnie przerażającym, acz nie zdziwię się, jeśli w pewnym wieku moja macica zakrzyknie radośnie, że dziecięcia sobie życzy. Bo to chyba faktycznie jest tak, że własne nie denerwują tak wybitnie jak cudze i nawet jakąś emocją człek obdzielić potrafi z racji tej "własności".
Jak najbardziej podzielam Twoje zdanie - szczególnie w kwestii wszechwiedzących ludzi, którzy twierdzą, że są ekspertami m. in. w dziedzinie bycia rodzicami.
Usuń