sobota, 6 lipca 2013

The Beauty I saw

Czy ktoś jeszcze pamięta, jak tu i tu pisałam o kompleksach i poczuciu piękna? Jak starałam się poprzeć argumentami tezę, że piękno to nie rozmiar ubrań, drogie ciuchy, kunsztowny makijaż, ale to jak czujemy się we własnym ciele, czy lubimy siebie samych i jak to sobie okazujemy?

Chciałabym opisać Wam historię, która zaczęła się dwa dni temu od jednego SMSa, a skończyła tym, że do dziś znajduję się pod wrażeniem tego, co zobaczyłam wczoraj w południe.

Dwa dni temu, wieczór. Sygnał telefonu - dostałam wiadomość. Nadawcą jest moja kumpela. Otwieram i czytam tekst, w którym żali się, iż nie może kupić sobie szortów, bo światła w przymierzalniach są bezlitosne i każdą możliwą niedoskonałość (a już szczególnie ten ukryty cellulit) okrutnie odsłonią. Odpisałam jej, jak to zwykle przyjaciółki robią w takich momentach (ale też absolutnie szczerze!), że przesadza - bo naprawdę, ja u niej cellulitu jeszcze nie widziałam, a co tydzień miałam okazję oglądać ją w krótkich spodenkach, nawet w zimie. Parę wiadomości później w końcu napisałam, co leżało mi na sercu. 

Otóż prawda jest taka, że my naprawdę nie wyglądamy źle. Jeśli kobieta stara się dbać o siebie, nie pali papierosów, nie przesadza z alkoholem, stara się zdrowo odżywiać i ćwiczyć - będzie wyglądała dobrze! Jeśli do tego nałoży delikatny makijaż (dziewczyny, naprawdę, tusz do rzęs, odrobina podkładu i już! Cała filozofia, a zajmuje góra 5 minut - bronzery, sztuczne rzęsy, róże na policzki, szminki w ostrych kolorach, kredki do oczu i cienie zostawcie na wieczór, choć tu również wskazałabym umiar, bo nieliczne potrafią zrobić z tego prawdziwy użytek z korzyścią dla urody), zadba o fryzurę pasującą do jej osobowości oraz kształtu twarzy, a także ubrania stosowne do typu figury, będzie miała niemal wszystko, co trzeba aby aspirować do miana pięknej. Bo ostatnią rzeczą, a zarazem najważniejszą, to pewność siebie i świadomość własnej wartości. Bycie dobrą, uśmiechniętą osobą, a nie mrukiem zamkniętym w sobie. Dbanie nie tylko o wygląd zewnętrzny, ale także o strawę dla ducha, czyli intelekt. Wierzcie lub nie, ale z twarzy łatwo można wyczytać, czy umysł myślą nieskalany, czy może jednak sklecenie poprawnego zdania złożonego nie będzie większym problemem.

Okazało się, iż ja ubrałam w słowa to, o czym ona myśli. I mogę się założyć, że nie tylko my na to wpadłyśmy.

Następnego dnia udałam się do przychodni, w której odbywam praktyki wakacyjne. W planach miałam wizytę domową z położną. Pojechałyśmy razem służbowym samochodem na wieś, za granice miasteczka, w którym mieszkam. Samochód zaparkowałyśmy przed naprawdę sporą działką, typową dla polskiej wsi. Niedaleko starego płotu stała mała, biała chatka. Z zewnątrz wyglądała na biedną i bez wątpienia przeżyła już co najmniej jeden wiek. Miałyśmy problem z otwarciem starej bramy, lecz kiedy wreszcie udało nam się przez nią przejść, koło moich nóg pojawił się rudy spaniel, ciekawsko obwąchujący wagę niemowlęcą w moich rękach. Dopiero po chwili usłyszałam, że ktoś go nawołuje i odwróciłam się w tym kierunku, aby przywitać właścicielkę.

To nie było tak, jak na filmach - piorun trzasnął, ziemia zadrżała, albo kwiaty i liście nagle zaczęły łagodnie szumieć pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru, a czas jakby nagle zwolnił. Bez przesady.

Owszem, kobieta, która do nas podeszła, była niewątpliwie ładna. Nie miałam jednak czasu ani myśli uważniej jej się przyjrzeć. Dopiero kiedy wzięła śpiące w wózku dziecko na ręce i zaprowadziła nas do sieni zauważyłam jej piękno. Myślę, że najlepiej moje uczucia opiszą słowa, które wczoraj pisałam do kumpeli, o której już wcześniej wspomniałam:

Boże, najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałam! Jakbym była facetem, to chyba bym się pod pociąg rzuciła z faktu, że już ma męża i dziecko i planuje z nim następne

myślałam, że to Rosjanka lub Ukrainka, bo taki akcent miała dziwny, ale potem położna mi powiedziała, że kobieta to córka Polki, która wyjechała do USA i tam ją urodziła
po śmierci ojca tej matki wróciły do Polski, bo zapisał wnuczce swój dom
właśnie tę chatkę, w której dziś byłam
wieeeeeelki ogród, pies - cocker spaniel w tymże ogrodzie, oczko wodne (wyglądało jak naturalne, a nie jak te tandetne ze złotymi rybkami), hamak gdzieś tam między drzewami, wszędzie zielona trawa
a na środku mała, stara chatka, taka typowo wiejska, parterowa, z wąskimi i niskimi przejściami między izdebkami. Podłoga z surowego drewna bez dywanów, ściany pobielane, meble stare, ciosane w drewnie, zero nowoczesności (albo taka, która nie rzuca się w oczy)
i ta kobieta w niebieskiej sukni do ziemi na ramiączkach, nie licząc lekko muśniętych tuszem rzęs niemal bez makijażu, lekko opalona, blondynka, z sześciotygodniowym dzieckiem na rękach - obrazek jak z bajki, aż miałam wrażenie, że zaraz ktoś mnie obudzi

Jak łatwo zauważyć, byłam pod takim wrażeniem, że nie dbałam specjalnie o wielkie litery ;) Kobieta naprawdę była zjawiskowa. Wszystkie gwiazdy Hollywood przy niej wyglądałyby tandetnie. Urody nie da się opisać słowami, więc nie będę próbowała. A dlaczego nie zrobiła na mnie tak piorunującego wrażenia w momencie, kiedy pierwszy raz ją ujrzałam? Bo dopiero poprzez jej ruchy, szeroki uśmiech i miłość, objawiająca się w każdym jej spojrzeniu na dziecko zauważyłam, że jest tu szczęśliwa. A nie ma nic piękniejszego od szczęśliwej kobiety. Wcale nie musiała mieć iście słowiańskiej urody - chociaż niewątpliwie natura jej tego nie poskąpiła. Z drugiej strony mogłaby mieć figurę supermodelki (a po sześciu tygodniach od porodu zapewniam Was, że takowej nie miała - co jednak rzuciło mi się w oczy dopiero po kilkunastu minutach, kiedy mój oszołomiony umysł zaczął nadawać w zwykłym, damsko-porównawczym trybie), wszelkie aspekty urody, ale na przykład zadzierać nosa, bądź chodzić z owym nosem spuszczonym na kwintę i znów nie nazwałabym jej piękną.

Dlaczego więc katujemy się, męczymy, na własną odpowiedzialność zaniżamy własne poczucie wartości porównując się do "ideałów" z fotoszopa? Do osób, które tak naprawdę nie istnieją, bo przecież nie widzieliśmy ich na żywo, a wizerunek w mediach nie odzwierciedla rzeczywistości, ba!, jest od niej tak daleki jak stąd na Księżyc? Jak widzicie, wcale nie trzeba mieć rozmiaru zero, by zrobić takie wrażenie na innych ludziach. Wystarczy po prostu w siebie uwierzyć. I nie skąpić innym uśmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz