…chciałoby się rzucić, gdy patrzę
na program telewizyjny. I ze strachem zauważam jakie jeszcze rewelacje szykuje
dla nas TV.
Od dłuższego czasu odnoszę
wrażenie, że telewizja osiągnęła już dno kompletne. Co rusz przekonuję się jednak,
iż zawsze można upaść jeszcze niżej. Odbiornik w moim pokoju niemal od wieków tylko
stoi i łapie kurz. Gdyby nie fakt, iż mam do niego podłączone DVD oraz wejście
USB zapewne oddałabym go komuś, kto chętniej by z niego skorzystał. Jeśli kogoś
stać na odbiornik satelitarny i wykupienie najdroższego pakietu, ma nikłą
szansę, że raz na tydzień uda mu się obejrzeć coś sensownego. Niestety, o
kanałach rodzimych, tych najbardziej rozpowszechnionych, można powiedzieć
jedno: bida z nyndzom*.
Proponuję Wam małą wycieczkę po
programie. Ranek. Wstajemy, do kawy telewizja śniadaniowa. Nudy kompletne,
gwiazdy sławne z tego, że są sławne, rzadko kiedy zjawia się naprawdę
intrygujący gość mający coś ciekawego do powiedzenia. Obowiązkowo kącik
kuchenny, który mało kogo interesuje (chyba tylko ekipę, która może po
wyłączeniu kamer dostaje pozwolenie do konsumpcji), a na koniec zespół
zamykający śniadaniówkę swoim utworem. To ostatnie może nawet nie byłoby takie
złe – w końcu promuje się nowe talenty i nieznane twarze – gdyby nie fakt, że muzycy nie dostają możliwości pokazania, na
co naprawdę ich stać. Cały podkład oraz wokal zastępuje bowiem marny
playback. Z całych dwóch/trzech godzin programu istotne są dla mnie prognoza
pogody (choć z jej sprawdzaniem się bywa różnie) i przegląd prasy.
Nie wiem, czy w południe
ktokolwiek ma czas, aby oglądać telewizję. Dlatego pewnie jedyne, czego możemy
się w owym bloku spodziewać, to kupa
reklam oraz powtórki seriali. Polskich, rzecz jasna. Stąd moja propozycja,
abyśmy na okołopołudniowy program spuścili zasłonę milczenia.
Wracamy ze szkoły/uczelni/pracy
po godzinie załóżmy 16:00. Wszyscy jak jeden mąż udają się na konsumpcję
obiadu, oczywiście w rodzinnym gronie… czyli z odbiornikiem telewizyjnym.
Lepszy czas antenowy powinien sugerować lepszą rozrywkę, ale jeśli nie
gustujecie w pseudo-, czy raczej: para-dokumentalnych programach siekących
Wasze mózgi i robiące z nich rozmiękłą papkę, nie macie na co liczyć. Dlaczego ja?, Pamiętniki z wakacji, Trudne
Sprawy, Szpital… Moje zdanie o
tych wypocinach, których twórcy najwyraźniej świetnie się bawią sprowadzając
telewidza do roli mało ogarniętego neandertalczyka, jest następujące: zabić, spalić, zdelegalizować. Zabić jakąkolwiek myśl sugerującą
powstanie programu tego typu. Spalić
wszelkie scenariusze, szkice, filmy, wszystko co wiąże się z powstawaniem
końcowego produktu. Zdelegalizować
puszczanie czegoś takiego na wizji z przyczyn chociażby zdrowotnych. Dla
zachowania zdrowego umysłu, rzecz jasna.
Serwisy informacyjne niech sobie
będą. Co prawda nie mam czasu ani ochoty na ich oglądanie (zwykle i tak z
Internetu dowiaduję się o najważniejszych wydarzeniach dnia), ale rozumiem
tych, którzy lubią wiedzieć co w trawie piszczy. Albo zwyczajnie pośmiać się z
rodzimej sceny politycznej, bądź też zapłakać nad jej pożalsięBoże stanem.
Na zakończenie ciężkiego dnia
przydałby się relaks w towarzystwie paki popcornu i dobrego filmu. Haha, dobre
sobie! Zamiast tego możemy albo obejrzeć nowe odcinki górnolotnych polskich
seriali, albo reality show, których uczestnicy mają IQ mniejsze od wartości
swojego hematokrytu (taki żarcik z zajęć z interny). Nie wiem jak Wy, ale ja
nie mogę znieść myśli, iż takie (s)twory
jak uczestnicy Warsaw Shore, Wawa Non Stop, Miłości na Bogato i innych mają reprezentować młodzież oraz młodych
dorosłych, czyli przedział wiekowy, w którym się znajduję. Nie rozumiem, jak
można być tak pustym i pozbawionym wartości wskazujących na bardziej
zaawansowaną formę życia niż taką, która dba tylko i wyłącznie o zaspokojenie
prymitywnych potrzeb fizjologicznych.
Gwoździem do trumny, oliwą do
ognia, czarą goryczy okazała się dla mnie informacja, że polskie MTV (kiedyś
ten skrót oznaczał Music Television, bo bardzo, bardzo, baardzo dawno temu
można tam było pooglądać teledyski oraz posłuchać muzyki) postanowiło nakręcić
spolszczoną wersję Teen Mom (albo 16 and pregnant, mniejsza o nazwę).
Super, przynajmniej 4 nastoletnie mamy będą miały dodatek do becikowego**.
Fajnie, że nieletni będą mieli pomocne programy edukacyjne czy choćby dające
pojęcie o prawdziwym życiu i jego wartości***.
Całe szczęście istnieje jeszcze
telewizja internetowa, czyli znany wszystkim serwis YouTube. Takie kanały jak
Niekryty Krytyk, AbstrachujeTV, SciFun, Polimaty czy AdBuster przywracają mi
wiarę w to, że umysły młodych ludzi nie u wszystkich zostały sprowadzone do
postaci galarety wypełniającej czaszkę. I że my sami potrafimy się zbuntować
oraz stworzyć coś naprawdę śmiesznego, naukowego, a zarazem wartościowego.
*Tak, znam zasady ortografii języka polskiego.
** Ironia to moja siostra.
***A Sarkazm – pseudonim artystyczny.
Bardzo dobra analiza tego, co oferuje nam telewizja. Owszem, czasami zdarzają się rzeczy warte obejrzenia. Ale mam wrażenie, że coraz rzadziej... W pełni popieram Twoją opinię.
OdpowiedzUsuńA tak z drugiej strony - czy jest jakiś program/serial/cykl reportaży itp., który mogłabyś z czystym sercem polecić?
Ostatnią polską produkcją, którą regularnie oglądałam, był program Martyny Wojciechowskiej "Kobieta na krańcu świata" - niestety, sezon skończył się chyba na początku listopada, albo nawet jeszcze w październiku. Jeśli ktoś lubi kucharzenie i ciekawostki o różnych krajach, to poleciłabym również program Makłowicza. Poza brytyjskim "Top Gear" nie znalazłam programu rozrywkowego, który by mnie jakoś szczególnie porwał. Jeśli chodzi o seriale odsyłam do moich dwóch wcześniejszych postów: http://make-it-black.blogspot.com/2013/04/seriale-czyli-co-zdarza-mi-sie-obejrzec.html oraz http://make-it-black.blogspot.com/2013/05/seriale-po-raz-drugi.html :) To chyba niestety wszystko, a jeśli wziąć pod uwagę, iż posiadam telewizję satelitarną, ilość oglądanych przeze mnie kanałów nie powala.
OdpowiedzUsuńChociaż jeszcze pewien poziom (jeśli chodzi o kablówkę) trzyma TVP Kultura.
Pozdrawiam :)