sobota, 27 kwietnia 2013

Women's Health - czy warto...?


Rzadko kupuję jakiekolwiek magazyny. Jeśli już, to jest to albo "Wiedza i Życie", albo "21. wiek", ewentualnie "Traveller" bądź "Voyager". Czasem uda mi się złapać nowy numer "Top Gear", który prenumeruje mój brat, i poczytać o samochodach. W większości jednak sobie odpuszczam - po co tracić pieniądze (8-11 zł, czasem nawet trochę więcej), skoro mam zbyt mało czasu na czytanie czegokolwiek, a wszystkie te informacje są i tak dostępne w Internecie? (OK, OK, nęci mnie magazyn "Nature", jednak cóż, cena wysoka, a nie wiem, czy i z moim fachowym angielskim coś bym zrozumiała ;)).

Jeśli natomiast chodzi o gazety typu Cosmopolitan, JOY, SHAPE, Avanti i co tam jeszcze "typowo kobiecego" - omijam szerokim łukiem! Te gazety oprócz zdjęć nie zawierają w sobie żadnej (a tym bardziej wartościowej) treści.

Muszę jednak przyznać, że dla kobiet lubiących sport i bycie fit na naszym rynku wybór wśród magazynów fitnessowych nie istniał. Prym wiódł wspomniany przeze mnie już SHAPE, któremu jednak daleko do miana magazynu fachowego. Aż w końcu wczoraj w kioskach pojawił się (jedyny póki co) poważny konkurent: Women's Health!

Z ciekawości poszłam do kiosku na Dworcu Głównym i kupiłam jeden egzemplarz. Po przejrzeniu całości i przeczytaniu większości artykułów postanowiłam podzielić się z Wami pewnymi uwagami, które pojawiły się w mojej głowie w trakcie lektury tegoż magazynu.

A czy student medycyny też się tu zalicza? ;)
Nie będę ukrywać - męska wersja gazety (Men's Health) bardzo przypadła mi do gustu i długo nie mogłam odżałować, że płeć piękna musi zadowalać się jedynie odmóżdżającymi, kolorowymi pisemkami. Dlatego miałam (nadal mam) dość spore wymagania od Women's Health. Może zacznę od plusów: oczywiście, jest trochę artykułów o zdrowym odżywianiu, dietach, fizjologi organizmu oraz, rzecz jasna, ćwiczeniach. No, ale to w końcu gazeta o zdrowiu, na co wskazuje już sam tytuł. Pozytywnie zaskoczyły mnie też porady na różne zdrowotne przypadłości (moim okiem - dość fachowe, jednak żadna nie zastąpi wizyty u lekarza!), a także często pojawiające się zachęcenia do zrobienia konkretnych badań (np. poziomu TSH we krwi - bardzo ważne badanie!) oraz wizyty u konkretnego specjalisty. Informacje z reguły są poparte naukowym źródłem - czy to opinią eksperta w danej dziedzinie, czy badaniami naukowymi. Chociaż tak naprawdę nie mamy pewności, czy ów "specjalista" rzeczywiście posiada rzetelne informacje poparte solidnymi dowodami naukowymi. Tutaj już musimy zaufać redaktorom czasopisma, ewentualnie kto bardziej dociekliwy może poszukać potwierdzenia danych informacji w innych źródłach.

Ogółem z większością stawianych przez autorów tez bym się zgodziła. Podoba mi się również zachęcanie do choćby najmniejszych i najprostszych przejawów aktywności fizycznej - niemal każdy sposób "ruszenia tyłka" jest zbawienny dla naszego zdrowia. Stosunkowo dużo tu przepisów posiłków o niewygórowanej trudności (choćby w samym zdobyciu składników) plus przykłady ćwiczeń do wykonania nawet w domu (aczkolwiek większość z nich dobrze już wszystkim znana).

Jeśli chodzi o minusy, to tu bym miała trochę więcej do powiedzenia.

Fragment artykułu o hormonach
Liczyłam na bardziej profesjonalną treść. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, iż ten magazyn został znów zbudowany na bazie Cosmo, JOY'a czy SHAPE'a. Podobny, niewysublimowany sposób podawania ogólnie dostępnych i większości znanych informacji, w dodatku okrojonych oraz raczej skrótowych. Więcej zdjęć i reklam niż samego wartościowego tekstu. Tytuł artykułu o potrzebie spożywania tłuszczy (rozwalony na całą osobną stronę) sugeruje dużą ilość przydatnych, może nawet innowacyjnych informacji; rzeczywistość okazuje się przerostem formy nad treścią. Znalazłam również nieścisłości, które mnie, jako osobę studiującą medycynę, czyli po kursie anatomii, fizjologii i biochemii chociażby, strasznie irytowały.

(Ludzie błagam, wbijcie sobie do głowy - nie ma "dobrego cholesterolu HDL" ani "złego cholesterolu LDL"! Cholesterol jest tylko jeden, a HDL i LDL to lipoproteiny, związki składające się z białek i tłuszczy, które różnią się między sobą właśnie zawartością tych elementów. Obie te frakcje lipoprotein mają swoje zadanie w organizmie człowieka i obie są nam do życia potrzebne! Szerzej o tym może napiszę kiedy indziej).

Kolejny minus za hipokryzję. W jednym z artykułów czytamy, że produkty z napisem "light" tak naprawdę wcale nie są zdrowe (100% racji). Ale już kilka stron dalej widzimy reklamę na pół strony, w której ogłasza się firma produkująca żywność light! Ja wiem, że reklama to pieniądze, ale są pewne granice dobrego smaku...

Myślę również, że przydałaby się rubryka z modą sportową, nowościami, innowacyjnymi technikami i obiektywnym spojrzeniem co warto kupić, a co jest zwykłym bublem do obdzierania ludzi z pieniędzy. Tak samo z recenzjami miejsc, w których warto ćwiczyć - nie mówię tu o zwykłych, osiedlowych siłowniach, ale np. Gimnazjonach czy choćby nowinką w Polsce, którą jest Reebok Crossfit - ponownie, czy jest to ciekawa forma, czy normalna hala ze sprzętem, tylko o niebo droższa.

Dodatek w magazynie
Uwag miałabym więcej, ale czas mnie goni. Niestety, Women's Health mnie rozczarował. Może to za sprawą wysoko postawionej poprzeczki przez męską wersję tego czasopisma? W każdym razie, liczyłam na pismo o byciu fit, stricte o sporcie i żywieniu - co, jak, dlaczego. I to nie o jednym rodzaju sportu (ciągle tylko cardio, cardio i fitness ewentualnie) ani powielaniu schematów żywieniowych. Mam wrażenie, że więcej na temat żywienia dowiedziałam się z podręcznika od biochemii czy fizjologii niż z tej gazety. Niemniej nie mogę zaprzeczyć, że jest to już źródło typowo naukowe.

Wiem jedno - raczej nie skuszę się na kupno nowego numeru. Acha, jeszcze uwaga co do "gwiazdy z okładki": pogodynka? Serio?? Bardziej myślałabym tu o jakiejś gwieździe sportu lub personalnej trenerce...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz