sobota, 13 kwietnia 2013

O przyjaźni słów kilka...

Czasami zastanawiam, po co ludziom przyjaciele? Żeby móc wspólnie ponarzekać? Pośmiać się w znanym towarzystwie? Obgadać tego, kto akurat niefortunnie nam się nawinął?

Wydawałoby się, że przyjaźń to coś więcej - ponoć przyjaciele to jedyna rodzina, którą można sobie wybrać. Dlatego ma być bardziej wartościowa. Z taką bliską osobą, która mimo braku więzów krwi ma z nami więcej wspólnego niż np. brat/siostra czy kuzyn/kuzynka, lubimy spędzać czas, dzielić wspólne zainteresowania, rozmawiać o pierdołach, a także całkiem poważnych sprawach. Możemy dzwonić o trzecie w nocy - przyjaciel zawsze odbierze i wysłucha. Możemy się schlać na amen i mieć ochotę zrobić niewypowiedzianie głupią rzecz - przyjaciel będzie pilnował, żebyśmy tego nie zrobili. Ma być naszą podporą w chwili, gdy ziemia osuwa się spod nóg. Towarzyszy nam w najlepszych momentach życia, które później, po kilku latach, z uśmiechem wspominamy.

Tak przynajmniej wygląda stereotyp, albo raczej - ideał przyjaciela, który pokazują nam w filmach, o których możemy poczytać w książkach lub zwyczajnie zobaczyć obrazek w internecie. Rzeczywistość jest już trochę inna.

Mam wrażenie, że takich przyjaciół na świecie nie ma. Nie ma idealnej przyjaźni. Każdy ma swoje życie, a prawda jest też taka, że ludzie są zbyt samolubni. Nie do wszystkiego chcemy dopuszczać osoby trzecie. Mamy swoje tajemnice, sprawy intymne, o których nigdy nikomu nie powiemy, a które dla nas mogą znaczyć bardzo dużo i mogą ciążyć na naszej psychice, a także odzwierciedlać w zachowaniu. Z drugiej strony chcemy, żeby wszystko szło po naszej myśli, nie umiemy iść na kompromis. Musi być tak, a nie inaczej. Idziemy tu i o tej godzinie i koniec, bo w inne dni nie mam czasu. "Przecież jesteśmy przyjaciółkami, jak raz nie pójdziesz/nie zrobisz tego/nagniesz swoje zasady nic się nie stanie! A my chcemy to, to i to!". Jesteście w większej grupie i tylko jedna osoba nie chce zrobić danej rzeczy, ponieważ jest to niezgodne z zaleceniami lekarza albo z własnymi przekonaniami tej osoby - jako prawdziwy przyjaciel, co powinniście zrobić? Namawiać tak długo, aż w końcu ulegnie? Strzelić focha, obrócić się na pięcie i pójść bez niego? Czy może spróbować postawić się na jego miejscu, zrozumieć i zaproponować kompromis?

W teorii wszystko pięknie. Co trudnego w powiedzeniu: "OK, dobra, w takim razie wspólnie ustalmy opcję, która będzie wszystkim pasować"? Niby nic. Jednak w rzeczywistości rzadko słyszy się takie pytanie. O wiele częstsze są dwie pozostałe opcje: obraza majestatu lub przekonywanie do upadłego.

Prawdziwy przyjaciel powinien zrozumieć, że jeżeli piąty raz z rzędu nie możesz się z nim umówić, bo masz ważny powód - kolokwium, zajęcia, pogrzeb, pracę, cokolwiek, co jest dla ciebie niezwykle istotne - to nie odmawiasz, bo jesteś złośliwy, albo tak naprawdę wcale nie chcesz się z nim spotkać. Jeśli i tobie zależy na tym przyjacielu, zaproponujesz termin, który tobie będzie pasował i poczekasz na akceptację. Jeśli takiej nie będzie, trudno, trzeba próbować do skutku - w końcu jakiś dogodny termin się znajdzie.

Ja osobiście jestem introwertykiem z dość sporą liczbą przyjaciół. Samą mnie to czasem dziwi, ale tak jest. Może dlatego, że długi czas ulegałam. Bo zawsze byłam w miejscu, o czasie, w którym mnie potrzebowano. Bo potrafię słuchać, a niewiele osób ma tę zdolność. Bo wiem, że przyjaźń trzeba pielęgnować. I chociaż ideałem nie jestem, mam zwykle mało czasu, to staram się. Z całych sił! Tylko czasem mam wrażenie, że te starania są jedynie z mojej strony. Co poradzę, że chodzę na uczelnię, która od swoich studentów wymaga, aby stali na rzęsach i robili operacje na otwartym sercu już po pierwszym roku studiów? Przyznaję, może z tą operacją przesadzam, ale niewiele do tego brakuje. Czemu tak trudno zrozumieć, że nie lubię wychodzić z domu w nocy i wracać nad ranem? Że nie lubię siedzieć w zatłoczonych, parnych klubach z głośną muzyką, której w ogóle nie znam i mnóstwem zupełnie obcych mi ludzi w stanie mocno nietrzeźwym? Czy to moja wina, że urodziłam się z wadą genetyczną wątroby i płuc, w związku z czym unikam alkoholu i mam absolutny zakaz palenia, czy choćby wdychania dymu papierosowego, bo grożą mi ogromne powikłania w przyszłości? Jestem człowiekiem ostrożnym, który pomyśli dwa razy zanim coś zrobi, dlatego przykro mi, ale nie zrobię czegoś głupiego tylko dlatego, że jestem młoda i akurat mam okazję. Mam kompleksy, problemy, o których chcę komuś powiedzieć, chcę żeby ten ktoś chociaż posłuchał i pokiwał udając, że rozumie.

Ale lepiej tupnąć nogą, powiedzieć "Twoja sprawa", odwrócić się i odejść, niż zrozumieć. Lepiej powiedzieć "O Jeżu no, nie umiesz się bawić/zachowujesz się, jak stara baba". Przerwać tok wypowiedzi i wtrącić "Ja mam gorzej, jutro 14 godzin pracy, więc nie narzekaj!", "A spójrz na moje nogi, grube jak balerony i się nie przejmuję, daj spokój!", "Przesadzasz!", "Psujesz zabawę".

Ludzie nie umieją się nawzajem szanować. Są egoistyczni i szczególnie w dzisiejszych czasach zdeterminowani, żeby postawić na swoim. Jeśli wśród tych ludzi znajdzie się osoba, która pragnie prawdziwej przyjaźni - zostanie stłamszona, dojdzie do wniosku, że to może z nią jest coś nie tak i zacznie się zamykać w sobie. Jeśli uda jej się trafić na drugą osobę taką, jak ona - będzie to jeden z nielicznych przypadków tej PRAWDZIWEJ przyjaźni. Bo okazjonalny wypad na piwo, czy wyłącznie imprezy we wspólnym towarzystwie nie tworzą dobrych fundamentów. Tak samo wspólny wróg, czy osoba do obgadywania nie zrobią z grupy ludzi prawdziwych przyjaciół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz